Obyczajem sztormu jest gwałcić
nieskończone prawa brzegów
w niepoliczalnym rodowodzie
kwarcowego miału grzebać
pychę przebrzmiałej skały
w wyjącym takielunku oceanu
pod zdradzoną głębią widnokręgu
kotwiczyć rdzawym przybojem
grynszpanowe wieże gromów
pod urwiskiem fałszywych nadziei
flotyllą fal zatapiać zatoki ocalenia
wskrzeszać wędrujące wiatry
ukryte pod ciężką skórą piachów
obyczajem poetów jest unosić
niepokój nocnych wersetów
w poezji niezgłębioną wieczność
w przekleństwo
rozumu nad intuicją
w piołuny serca