Bracie czas nas rozdzielił
garść epizodów jak pęk piór ptasich
wyrwany z orbity rozmów o trwaniu
łyk wody brzozowej na tanie śniadanie
salicyl z drogerii z piwem buda dworcowa
na kresach rozjazdów do piekieł trwania
wertepami codziennych prowokacji
odchodziłeś do innych bajek bliźniego
łodzią żaglową odpływałeś bez żagli
do kresów wyobraźni w sanatorium
pod ryngrafem bolących miłości
tamten maj to był krótki sezon na miłość
za drzwiami stała rozwydrzona samotność
piękna i bolesna za nocy przyzwoleniem
ze ścierką duszy gotowa posprzątać
po lękach nocy skacowanych godzin
gotowa na długie rozmowy o śmierci
z czułym nożem szperającym w sercu
kobieta wyśniona strofa joni bogini
schowana w czułym spiżu poranka
łyk życia zagryziony pożądania kęsem
warkocz nagości spleciony w powróz
na białym obrusie wiersza atrament
z niedokończonej ballady o trwaniu
z pijanym garbem wychudłego serca
sezonowa wycieczka do teatru życia
na pożegnalną krucjatę poezji
jak tramwaj na szynach
bez elektrycznych drutów
pchany na katafalku uczuć
do zbyt odległej rzeczywistości
zanim dopchają pójdziesz na piechotę
masz blisko łazienka z fiolką nocy
z szyderstwem luster porzuconych
gwałconych gasnącym spojrzeniem
ostatni krwawiący monolog
co w ciemnym kącie serca
przewierca wiersza podbrzusze
klepsydrę niewieścich sromów
dni sarkofagi czułości drzazgi
twoją miłość bezdomną
do bezbożnej gwiazdy
ostatni uśmiech róży