Księżyce

Nasze księżyce zgoła inne
twój zaklina senną marę
widmo zbłąkane
idące powietrzem

mój uczepiony want
na burcie zawietrznej
zlizuje pianę z desek

może czasem do wtóru
zaświeci latarni topowej
i pogna przed dziobem
na grzbiecie delfina
w nocy bezkres

to znów za kotarą pobladły
pogryziony przez światło
nabiera sił w ciemności
dla skoków po dachach

dlatego odróżniam twój
od mojego zapracowanego
odwiecznego tułacza
przelewającego pływy
na wodach oceanu

twój siedzi na pramaterii
somnambulicznego doznania
na gzymsie strachu na strychach
towarzysz puszczyka

mżący skrycie swoje odbicie
od mitu do mitu w firankach
w diasporze światła
zniewolony sługa
snu maligny

powiernik sekretów
kobiecej nieśmiałości
czuły spowiednik
poetów