Zachodzi jak księżyc
za granatową zasłonę nocy
kiedy świt podchodzi do oczu
zmurszała opita zielenią wrzosów
staje się przypowieścią o runie
kochliwych argonautów
potem podnosi banderę oparu
ponad żyłami konarów
i wędrującym piaskiem
od brzegu do brzegu
spod skór listowia zaspany
dzień wolno wstaje
przeciągają się gałęzie
do żagli biegną wiatry
może dzisiaj jest ten dzień
kiedy niespodziewanie
odpłynie wyspa