Siedział przy drodze
pełnej żwiru i piachu
na kolanach dykta
i szary arkusz
szkicował węglem
jasność pejzażu
był kamienia
przypadkiem
drogowym znakiem
synonimem przystanku
zatrzymanym w oku
kreślił wrażliwe
granice widoku
mimo że w węglu
zatrzymał w szkicu
migotliwe wiatry
pożądania szramy
pobielonej grani
na słomie kapelusza
gniazdo promieni
pokrzykują cienie
pełnieje wokół
tajemnica drogi
w obrazie mistrza
w barwie gór
wodospad jutra
w gwałtowności
czerni i światła
bez słów i liter
zapisana obiata
za życia święto