Idąc wśród zieleni po latach pytam
jaki patron opiekuje się parkiem
tyle tutaj drzew krzewów i kwiatów
w odróżnieniu od zwęglonego miasta
na trawie drepczą wiosennie ptaki
i te ławki wyleniałe od tajemnic
plotki zawierzone lip opiece
troski i kłopoty matek brzemię
głośna bachorów wrzawa
czy deszcze zsyłane w alejki
w komitywie ze świętym
i plewiącymi klomby od rana
wciąż mają ciąg dalszy
tutaj zbierałem kasztany
na zajęcia z prac ręcznych
dzwoniły klawisze sonat
na pomniku klasyka
obok płynęła czarna wstęga
niedaleko ogródków działkowych
z krwawiącą grządką truskawek
po przejściach
czy on też tam zaglądał
błękitny Franciszek
żebraczyna z Asyżu
po oskomę zapachów
błogosławiąc małych
złodziei sytości
zanim zamknięto nas
w szkołach etosu
skazano na drogę
sonat o życiu