Jorgos Seferis

Na brzegu poeta
długo z rulonu światła
odwijał starożytny alfabet
litery porywały wiatry
wirując nad wyspami
opadały zdarzeniami
frazami zapomnianymi
pod opończą piachu

powstawały metropolie
toczone z obłoków
jasne suknie eposów
snujące nowe historie
wygnańców czasu

pojaśniały wzgórza
zapamiętany grzbiet osła
ciemna wełna sztormów
kratery smutku głębokie

Jorgos Seferis śnił
błękity greckich posągów
krople potu w gaju oliwnym
i wiersze tęsknoty
za starożytną epoką
za gałązką domu

wyśnił alfabet czasu
z jasnych kamieni
i nieobecności
z pożogi wojen
i bitewnej wrzawy
z cytrynowego sadu
i goryczy wygnańca

na kotwicy przy
wieczornym brzegu
gdy zasnęły wiatry
rozpoznałem strofę
prawdy o zapomnieniu

napisaną
nieznanym alfabetem
odnalezionym pod
starą kolumną
ojczyzny poety

słowa okrywał ciężar
spiżu i lekkość pożogi
na wzgórzach czuwały
białe chitony wyspiarzy
pod skrzydłami nocy
wędrowały wyspy od
wiersza do wiersza
w poszukiwaniu
wieczności