Idąc w jerozolimskim tumulcie ulic
spostrzegam własną małość
gdy przemykam gęstwą gwaru
rozpędzonych dzwonków ruchu
sprzymierzony w wędrówce
zawieszony w obłokach kurzu
już wzywany bramami
oślepłą rzeką upału
okiem opatrzności
w rozgardiaszu miasta
wzdłuż ostrożnego muru
do gęstniejącego tłumu
podcieniami bramy Jaffa
prowadzą twierdzy straże
zaczynam jak noworodek
płuca wypełniło gęste powietrze
od potu wędrowców ludzi znikąd
ludzi tutejszych ubogich w trwaniu
nie znajdziesz cadyka nie podpowie
do sztetlu nad sztetle
tutaj serca mykwa
przystanę ……