Na kurz targowisk
zmierzch safianowy
sączy muślin tkany
złotą nicią z baśni
nabrzeże porasta
ostatnią modlitwą
w refleksach światła
łaskawym okiem
miłościwy Allach
rozgrzesza łapczywość
wypełnia sytością
misy miedziane
morska latarnia
w czerwonym turbanie
ostrzega utrudzone
karawany piasku
minaret już wywołał
wieczorne gwiazdy
jeszcze ostatnie targi
o skórzany rzemień kindżał
w berberskiej oprawie
a już mandarynek zapach
opada jak pardah na kazbę
jaki sen odurzających nocy
odnajdzie ogród czasów kalifa
bryzy błogosławione palce
rozczulą powieki znużone
za murem fortu tamburyn
ktoś śpiewa pokusy seraju
miłość wciąż niespełnioną
bezkres rozstania
oliwkowe morze
wyostrza stygnące
na skałach powietrze
rozplata zawoje
fala przyboju
schylona nad łuską
arabskich dziejów
oparty o marmur nocy
patrzę na palm suknie
w ulicznych latarniach
bezgrzesznie podkasane
mauryjskie cienie
rozkradają miasto
zostają pęki kluczy
do hiszpańskich domów
wiszące na ścianach
marokańskich wspomnień
bezsenny
sorbet na wargach