Wiatr bruk wygładza
flandryjskim deszczem
dzwoni w zwierciadłach
podstarzałej sztuki
za rogiem kompania
wieśniaków Brouwera
wraca w noc pijaną
wulgarnym zaułkiem
rozwydrzona szminka
kusi latarnie
w łopocie herbów
gwarnego Grote Markt
schną kleksy światła
w farbie zmierzchu
piana piwa bolleke
opowiada Antwerpię
na Wapper Rubens
dreszczem maluje
dionizyjskie twarze
w brabanckim pejzażu
ciał roztańczonych
dzbany lubieżne
Frans Snyders
na rybnym targu
wymienia guldeny
na martwe natury
zwołuje kupców
szklaneczką
glühweinu
piję z Rubensem
ciemne piwo ciężkie
zapachem Flandrii
i w kredzie kartki
zamieniam atrament
w rybackie knajpy
sławę ryb w białym
reńskim winie
syreny statków
odpływa Antwerpia
wydęte chmur lugry
i wachty cienie
niknące w asfalcie
na odjazd
Anton van Wilderode
człowiek z krainy lnu
Waasland nad Skaldą
dołącza kilka rycin
malowanych kępką mchu
przydrożnym kamieniem
na porcelanie wiary
wrześniową nocą
gandawskie sukno
wsącza w ciało
chłodny werniks
ktoś maluje we mnie
ciężkim pędzlem krwi
subtelny krajobraz
bez sygnatury